czwartek, 15 lipca 2021

Fotostory część 1. - Przypadkowe spotkanie

Dziś coś innego niż zwykle - dajcie znać, czy chcielibyście poznać dalsze losy bohaterów.




Może najpierw się przedstawię.

Nazywam się Ludka. Tak naprawdę, to Ludmiła, ale nie lubię tego imienia - wolę, jak ludzie do mnie mówią właśnie "Ludka". Nie mam rodziców, wychowałam się w domu dziecka. Zawsze dobrze się uczyłam i w liceum dostałam stypendium zagraniczne - wyjechałam do Wielkiej Brytanii uczyć się zawodu weterynarza. Niestety nie mogłam skończyć studiów z powodu nadejścia pandemii - zamknięto moje miejsce pracy i nie miałam jak zapłacić za mieszkanie i studia. Dlatego wróciłam do Polski.

Po powrocie okazało się, że nie mogę wrócić do domu dziecka, gdyż jestem już za stara. Przenocowali mnie kilka nocy, ale musiałam się wyprowadzić. Na szczęście znalazłam ogłoszenie, że ktoś poszukuje pomocy w gospodarstwie w zamian za mieszkanie i opiekowanie się kilkoma zwierzakami. Co prawda praca ma zacząć się za miesiąc, ale postanowiłam przyjechać wcześniej, żeby zobaczyć na własne oczy jak to wszystko wygląda. A zresztą i tak nie mam gdzie mieszkać, więc może przynajmniej w stodole pozwolą mi spać...

Gospodarstwo, do którego idę, położone jest trochę na uboczu wioski i nie da rady tam dojechać autobusem. Na szczęście nie mam dużo bagażu.

Co tam leży w oddali? To chyba koń!


Żyjesz koniku! Zaraz zobaczę, co ci dolega. Pewnie potknąłeś się na tych kamieniach. Masz bardzo dziwne siodło. Albo raczej derkę. Hmmm...


Na szczęście to tylko powierzchowna rana, pomogę ci wstać, bo tu ślisko. Dobrze, że miałam ze sobą moją podręczną apteczkę.


Wszystko będzie dobrze, możesz wstawać.


A co to? Co chcesz mi pokazać?


Ktoś tu leży! Ale ten ktoś ma skrzydła... Czyżbyście jechali na jakiś bal kostiumowy?


Halo, proszę pani, proszę się obudzić, mam tu sole trzeźwiące. Jak się pani czuje? To może być wstrząs mózgu.


- Dziękuję Ci bardzo za pomoc moja droga. Mojemu rumakowi wyskoczył wprost pod kopyta nieuważny zając. Nie chcąc go podeptać skręcił gwałtownie i poślizgnął się na kamieniach. Nie spodziewałam się tego i spadłam uderzając się w głowę. Ale czuję się dobrze i pojadę do domu o własnych siłach, nie kłopocz się o nas. A co tu robisz sama w lesie? Zbliża się noc.

- Idę do gospodarstwa niedaleko stąd. Niestety rozładowała mi się komórka i nie wiem, czy dobrze idę. Czy to daleko?

- Jeśli mówisz o opuszczonej stajni, to już niedaleko, jakieś 20 minut na piechotę. Niestety nie mogę Cię podwieźć, bo mój koń na razie nie może nikogo nosić, jak zresztą sama wiesz. Ale wyślę do Ciebie posłańca, który przywiezie Ci podarunek za to, że nam pomogłaś.

- Och, dziękuję bardzo! Naprawdę nie potrzeba, to tylko bandaż... Pójdę już i dużo zdrowia życzę.


Nareszcie na miejscu! Chyba to tutaj, bo ta stajnia na pewno jest opuszczona. Ciekawe, czy to dobry adres - jutro poszukam jakiejś tabliczki, bo nawet nie mam kogo spytać.


No nic, jak już tu jestem, to przenocuję tutaj. Nie tego się spodziewałam - myślałam, że ktoś tu będzie mieszkał. Nie mam nic do jedzenia, a tutaj chyba nie ma prądu. Jutro będę musiała wrócić się do wioski i popytać ludzi, czy to miejsce, którego szukam.


- Ktoś się zbliża - kim jesteś?

- Jestem posłańcem - mam dla Ciebie prezent. To kufer, który jest dla Ciebie razem z zawartością. Jest duży, ale z łatwością przestawisz go tam, gdzie chcesz.


- A co jest w środku?

- Przekonaj się sama - ja go tylko dostarczyłem.


- O, jabłka i jakiś koc! Będę miała czym się przykryć w nocy i co zjeść! Dziękuję!

- Zasłużyłaś.  Ja już muszę jechać. Dobranoc.


- A cóż to? Jeszcze jest tu ciasto! Wystarczy na śniadanie!


Muszę tu trochę posprzątać - z tej słomy i skrzynek zrobię sobie łóżko. Przynajmniej dach jest cały, więc jakby padało, to nie zmoknę.


Dobrze że dostałam ten koc, a raczej derkę. Jest w moich ulubionych kolorach. Co prawda nie mam konia, ale do spania będzie idealna.


No i minął pierwszy dzień mojej podróży. Ciekawe, co przyniesie przyszłość. Jestem pełna nadziei, ale też wystraszona i podekscytowana. Z tego wszystkiego zapomniałam zapytać, czy jechali na jakiś bal maskowy, że byli tak dziwnie ubrani i mieli skrzydełka... I co to było za zwierzę? Czyżby przebrany koń? Może dowiem się tego jutro. A teraz pora spać.

Dobranoc!

1 komentarz:

  1. Bardzo mi się taki post podoba, chętnie będę czytać kolejne części :).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zdecydowaliście się coś tutaj skrobnąć :)