sobota, 15 grudnia 2012

Flokowane koniki

Dziś miał być post o nowych koniach firmy Breyer, ale niestety nie dotarły one jeszcze do mnie. Mam nadzieję, że w poniedziałek się zjawią. Cały weekend czekania. Coś okropnego.
Za to pojawi się post, w którym pokażę Wam protoplastę mojej końskiej kolekcji. Przed nim były tylko małe figurki zwierzaków i koni, tzw. kioskowce. Później przybył On - koń założyciel, ogier czołowy mojej stadniny, westernowy mustang, po jego przybyciu już nic nie było tak jak dawniej...


Koń ma już na pewno ponad 20 lat i kupiony był na odpustowym straganie. I jak widać na zdjęciach przeszedł wiele w swoim życiu. Właściwie to jest całkowicie bezpłciowy, ale dla mnie zawsze był rodzaju męskiego. Nie pamiętam jednak, czy miał jakieś imię. Pewnie było to coś zwykłego, np. Kasztan. A może zmieniał imiona zgodnie z odgrywaną rolą? Na pewno jednym z jego wcieleń była Błyskawica, czyli koń Zorro. I wcale nie przeszkadzało, że jest innej maści.

Ogłowie w oryginale było pod grzywą, ale tak nie może być, żeby koń cały czas chodził osiodłany, więc grzywa została delikatnie odklejona i ogłowie można ściągać. Siodło też oczywiście jest odpinane. Dopiero przy robieniu zdjęć zauważyłam, że jest ono zapinane na tylny popręg, a nie na przedni, którego w ogóle nie ma. Koń ma też strasznie długie tylne nogi, ale przy zabawie wcale to nie przeszkadzało.


 Pamiętam, że miał ciekawe pudełko, trochę podobne do dzisiejszych pudełek firmy Breyer. Nie było jednak przedniej szybki, tylko taki wycięty płotek. Jak koń był w pudełku, to wyglądał jakby był w stajni. A na tylnej ściance namalowana była preria i biegnące mustangi. Nie jestem pewna, ale kojarzy mi się, że na pudełku był znaczek stojącego słonia, więc możliwe, że konik jest firmy Simba. Może ktoś z Was miał takiego samego i pamięta coś więcej?

Późniejsze flokowane koniki, bo oczywiście na jednym się nie skończyło, są już raczej chińskiej produkcji. Łaciata klaczka ma na brzuchu złotą naklejkę z dwoma żółwikami i napisem właśnie Made in China.


Pojawiły się także małe koniki, które dziwnie chodzą: (ten biało-różowy to jednorożec po amputacji ;) )


Teraz już wiem, że to pewnie kuce islandzkie idące toltem.
Jest jeszcze takie cudo nieokreślonego gatunku ;) Najczęściej odgrywał rolę Konika-Garbuska:


Jak widać, kopytne trochę wyłysiały z czasem. Najmłodszy, bo dwuletni jest bułany konik, którego dostałam od Teściowej. On już niestety nie zaznał przyjemności zabawy z dziećmi, więc jest w idealnym stanie. Maluszek z przodu to jedyny koń z serii, który nie miał w komplecie siodła.


I porównanie wielkości:



A tak protoplasta prezentuje się z bohaterką następnego posta, klaczą arabską Breyer Classics. Są prawie tej samej wielkości. Może dlatego wolę Classics od Traditional Series - mają tą samą wielkość, co mój pierwszy koń.


Pozdrawiam

6 komentarzy:

  1. Ojeej, ja też miałam sporo takich koników! Całe stado, też się nimi bawiłam :D Jednego mam do tej pory, jest w tragicznym stanie, ale za nic go nie wyrzucę! Nigdy nie widziałam takich koników w maści srokatej... Prezentuje się bardzo ładnie! :) Garbusek słodki. A ten "maluszek z przodu" na szóstym zdjęciu to nie miał źrebaka? Bo ja miałam takiego samego, ze źrebaczkiem w komplecie.
    Muszę przyznać, że Twoje trzymają się bardzo dobrze, ja dla moich nie byłam taka oszczędna :P
    Pozdrawiam,
    Maja (schleich-mai.bloog.pl)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam jednego flokowanego konika, bardzo podobnego do Twojej srokatej klaczy (a może nawet identycznego pod względem formy, nie pamiętam dokładnie), tylko czarnego. Dłuuugo marzyłam o koniku dla lalek, jak już go dostałam, to był mój prawdziwy ssskarb :D Teraz sobie myślę, że jak go znajdę (pewnie jest gdzieś w czeluściach piwnicy razem z innymi starymi zabawkami), to wykorzystam go jako bazę pod jakiś custom. Bo o ile dobrze pamiętam, moje konisko było dość mocno "bawione" i poobcierane w wielu miejscach.
    A taki mały "grubasek" zawsze mi się marzył, pamiętam jak zbierałam grosiwa na takiego konika, ale jak poszłam go wreszcie kupić, to okazało się, że ktoś go wykupił. Oj, był głośny płacz, nie chciałam nawet wielkiego konia dla Barbie w zamian (teraz mocno żałuję :P). Taki maluszek wciąż mi się marzy, liczę na to, że kiedyś znów trafi mi się okazja dorwania takiego konika :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Flokowane koniki są super, sama mam pokaźne stadko, chyba z 7 sztuk. Robię dodatki na takie koniki, zajrzyj, jeśli masz ochotę: larositastable.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam (mam xD) takiego jednorożca :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam tego " grubaska" i go ubóstwiam... Jest taki uroczy!! Mój jest niestety obdrapany z zamszu i innej maści :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Akurat znalazłam takiego konika i zaczęłam customować. Juz zdarłam ten folk i dorobili oczy i inne ubytki. Dostał też pierwszą warstwę farby,
    Pozdrawiam
    Reya

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zdecydowaliście się coś tutaj skrobnąć :)